Aconcagua 2016

Autorem poniższej relacji z wyprawy na Aconcaguę jest Szymon Żoczek, który realizuje projekt „Nie przestawaj marzyć”.

Moja przygoda z Aconcaguą rozpoczęła się 1 lutego, wtedy wyleciałem z Polski do Mendozy w Argentynie. Podróż była bardzo długa i męcząca, bo lecieliśmy aż czterema samolotami. Z Katowic leciałem do Frankfurtu, tam spotkałem się z kolegą, z którym wcześniej planowałem wyprawę. Na kolejny lot czekaliśmy aż 7 godz. Podróż do San Paulo w Brazylii trwała 11 godzin i była moją najdłuższą w życiu. Tam, bez dłuższej przerwy, przesiedliśmy się do samolotu, którym polecieliśmy do Chile (ok. 5h). Znów długo musieliśmy czekać na ostatni lot (6 h). Bardzo się nam nudziło. Prawie cały czas drzemaliśmy. Ostatni lot, z Santiago de Chile do Mendozy, był bardzo krótki, bo tylko godzinny. Przelatywaliśmy nad Aconcaguą – to był nasz pierwszy kontakt z tą górą. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe wejście, bo szczyt królował wielkością nad wszystkimi wokół siebie.

Aconcagua
Aconcagua (6962 m) widziana z samolotu (fot. Szymon Żoczek)

Po dwóch dniach w podróży, późnym popołudniem, byliśmy już na miejscu w Mendozie. Piękna pogoda, lato, 32 stopnie. Jednak nie delektowaliśmy się tym; byliśmy skupieni, aby jak najszybciej załatwić sprawy związane z wyprawą, czyli pozwolenia, zakupienie jedzenia i potrzebnych rzeczy.
4 lutego pojechaliśmy autobusem (4h) pod bramę parku, skąd rozpoczyna się wędrówkę na najwyższy szczyt Ameryki Południowej.

AconcaguaPark Aconcagua (fot. Szymon Żoczek)
Przed wejściem do ParkuEkipa przed wejściem do Parku (fot. Szymon Żoczek)
AconcaguaPoczątek naszej przygody (fot. Szymon Żoczek)
AconcaguaW drodze do Plaza De Mulas, 4300 m n.p.m. (fot. Krzysztof Gutteter)

Większą część bagażu zabrały muły (22kg), które zaniosły nasz bagaż do Base Campu na 4300 m n.p.m. Ja na plecach do tego momentu miałem 15 kg.  Pierwszego dnia w górach zatrzymaliśmy się w Confulencji (3400 m n.p.m.), gdzie rozbiliśmy nasze namioty. Już tam zaczęła mocno boleć mnie głowa, ponieważ w ciągu jednego dnia pokonaliśmy dużą wysokość (ok. 2 500 m), i to niestety, dało o sobie znać. Najgorsze było to, że bardzo bolało mnie gardło i męczył mnie katar. W bazie poprosiłem o sól i 5 razy dziennie płukałem gardło wodą z solą. Na szczęście po 4 dniach ból ustąpił. Bardzo się ucieszyłem, bo wcześniej obawiałem się, że może się to bardziej rozwinąć i pokrzyżować moje plany. Z wysokości 3400 m maszerowaliśmy dolinami na 4300 m. Trwało to ok. 8 h, jednak widoki otaczających nas gór były tak piękne, że czas w miarę szybko uciekał.

Aconcagua

Szymon na tle Base Camp na 4300 m. n.p.m. (fot. Krzysztof Gutteter)

W Plaza de Mulas (4300 m) spędziliśmy 3 dni. Oczywiście ciężko pracowaliśmy i aklimatyzowaliśmy się. W pierwszy dzień byliśmy na 5000 m, w drugi na 5300 m (tego dnia wynieśliśmy część depozytu), w trzeci dzień odpoczywaliśmy.

Aconcagua

“Aklimatyzacja” w Plaza Canada (fot. Krzysztof Gutteter)

W kolejny dzień zadzwoniłem do domu z telefonu satelitarnego, aby powiedzieć rodzinie, żeby się nie martwiła, ponieważ ruszam do góry i mogę tydzień się nie odzywać. 5 godzin wychodziliśmy na wysokość 5 500 m (Nido de Condores). Mimo łatwej technicznie trasy szło się bardzo wolno, krok po kroczku. Co jakiś czas trzeba było się zatrzymać i zaczerpnąć powietrza. Plecak ważył ok. 12 kg. Widoki na 5 500 m zrobiły na mnie niezwykłe wrażenie. Było pięknie! Na górze zrzuciłem plecak i rozbiliśmy namiot, potem musiałem wrócić się po depozyt, który został na 5 300. Schodziłem po niego 10 min., ale droga powrotna do namiotu trwała już 45 min. Wysokość dawała o sobie znać. Kiedy cały sprzęt miałem na 5 500 m położyłem się do śpiwora i od razu zasnąłem. Obawiałem się, że na tej wysokości będę miał problemy ze snem, jednak spało mi się bardzo dobrze.

Aconcagua

Biwak na wys. 5500 m. n.p.m. (fot. Szymon Żoczek)
AconcaguaSzymon na wysokości 5500 m
Aconcagua
Zachód słońca na wysokości 5500 m. (fot. Szymon Żoczek)

Następnego dnia ruszyliśmy „na lekko” do Berlina (baza na 5900 m), tam zjedliśmy konserwę i podeszliśmy jeszcze 300 metrów wyżej. Zaczęło bardzo mocno wiać i wróciliśmy do namiotów.

W drodze do ostatniej bazy (5900 m) W drodze do ostatniej bazy – 5900 m (fot. Krzysztof Gutteter)

Aconcagua Pierwsze wyjście na 6000 m – Baza Berlin (fot. Krzysztof Gutteter)

Cały kolejny dzień musieliśmy zostać w namiocie, ponieważ wyżej było załamanie pogody. Czas wtedy bardzo wolno płynie. Razem z kolegą graliśmy w statki, kalambury, spaliśmy. Robiliśmy wszystko, aby ten dzień już się skończył, bo następnego przenosiliśmy się z namiotami do bazy na ok. 5 900 m (Plaza Colera). Dojście tam trwało ok. 2 h, ale po dotarciu do namiotu padłem ze zmęczenia i poszedłem spać – te dwie godziny dały mi w kość. Ciężko było to nazwać marszem, było to raczej wleczenie się. Co chwilę musiałem odpoczywać i przekonywać samego siebie, że już niedługo będzie obóz. Widok dookoła osób, które również idą bardzo wolno, sprawia, że ciężko iść szybciej. W ten dzień odpoczywałem, wyleżałem się i dużo jadłem. Ponieważ zaplanowaliśmy atak szczytowy o 6 rano, ustaliliśmy że jutro wstajemy o godz. 5. Pomimo biwakowania na prawie 6000 metrów, udało mi się nawet w nocy zasnąć.

Nasza ostatnia baza przed szczytem - Colera 6000 mOstatnia baza przed szczytem – Colera 5900 m (fot. Krzysztof Gutteter)

Rano, zgodnie z planem, wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i o godzinie 6 ruszyliśmy na atak. Kiedy wyszedłem z namiotu było bardzo zimno. Na szczęście miałem grubą czapkę, dwie kurtki, bardzo ciepłe buty. Niestety, moje rękawiczki na tej wysokości nie dawały rady i mimo znajdujących się w nich ogrzewaczy było mi zimno. Starałem się cały czas ruszać palcami, aby nie zamarzły. Bardzo wolnym tempem ruszyliśmy do góry. Z początku nikt się do siebie specjalnie nie odzywał, bo każdy był troszkę zaspany. Poza tym mocno wiał wiatr, który szumiał w uszach, a na dodatek dokuczał nam chłód. Na szczęście, po jakimś czasie, kiedy wyszło słońce zrobiło się cieplej. Czułem, że palce są całe i że nie powinno być z nimi problemu. Co godzinkę, może półtorej, starałem się robić przerwę na batonika, czy cukierka i łyczek wody z minerałami. Do 6 500 m czułem, że wszystko kontroluję i że jest OK.

Szymon ŻoczekW drodze na szczyt, gdzieś na wysokości ok. 6200 m (fot. Krzysztof Gutteter)

Mniej więcej na wysokości 6 700 m poczułem, że dopada mnie choroba wysokościowa, która objawia się m.in. zawrotami głowy i złym samopoczuciem. Wiedziałem, że szybko muszę usiąść i odpocząć. Siedziałem z boku trasy i rozmyślałem. Do szczytu została mi godzina. Widziałem już ścieżkę, która prowadzi na wierzchołek. Wiedziałem, że jeśli mi się nie poprawi, to będzie to dla mnie koniec wyprawy. Pomyślałem wtedy o tym, ile czasu poświęciłem na to, aby się znaleźć w tym miejscu i ile serca w to włożyłem. Pomyślałem o wszystkich, którzy trzymają za mnie kciuki, o rodzinie, znajomych. To była moja najdłuższa przerwa. Siedziałem tak i rozmyślałem chyba przez 20 minut. Zmotywowałem się i ruszyłem dalej. Krok za krokiem piąłem się do góry. Od tego momentu każdy krok poprzedzała przerwa, w której musiałem wykonać 10 oddechów. Tak sobie założyłem.

Aconcagua
Krok za krokiem… (fot. Krzysztof Gutteter)

Ślimaczym tempem, po ok. godzinie, po walce z myślami, ze słabościami, znalazłem się na wymarzonym szczycie Aconcagua. Kiedy już na górze dotarło do mnie, że się udało, że naprawdę tu jestem, napłynęło do mnie tak wiele emocji, byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem! Zdobyłem „Ankę” w walentynki, tak jak planowaliśmy.

Na szczycie AconcaguiAconcagua zdobyta! (fot. Krzysztof Gutteter)
Na szczycie Aconcagui

Szczęśliwi Zdobywcy na szczycie Aconcagui (6962 m) – fot. Krzysztof Gutteter.

Szybko zrobiliśmy zdjęcia i zaczęliśmy schodzić na dół do bazy na 5 900 m. Po nocy spędzonej na wysokości 5 900 m schodziliśmy już coraz to niżej zbierając po sobie nasze rzeczy. Na koniec trzeba było zdać śmieci. Jeśli ktoś zgubiłby taki worek musiałby zapłacić karę 100 dolarów, czyli bardzo dużo.

Zejście do bazy na 6000 mZejście do bazy na 6000 m (fot. Krzysztof Gutteter)
Zejście do Base Campu na 4300 mZejście do Base Campu na 4300 m (fot. Krzysztof Gutteter)

Kiedy byliśmy na 4 300 uznaliśmy, że po dniu odpoczynku zejdziemy na sam dół. Nie korzystaliśmy już z mułów tylko wszystko nieśliśmy sami. Był to bardzo ciężki dzień. Na plecach miałem ok. 25 kg. Na brzuchu drugi plecak ok. 5 kg i z takim depozytem schodziliśmy ok. 8 h. Daliśmy radę i późnym popołudniem dotarliśmy na sam dół. Stamtąd udaliśmy się do Mendozy, gdzie zostaliśmy 4 dni i mogliśmy już na spokojnie nacieszyć się pogodą i pięknymi krajobrazami.

23 lutego o godzinie 23.00 wróciłem do kraju. Na lotnisku przywitali mnie rodzice i siostra. Bardzo się ucieszyłem, gdy ich zobaczyłem. Tęskniłem za Wami wszystkimi.

Dziękuję wszystkim za pomoc, za każdego zaciśniętego kciuka, za każdą złotówkę, za wszystko!

Bardzo dziękuję wszystkim moim partnerom:
– Urzędowi Miejskiemu w Czechowicach-Dziedzicach
– Centrum Rehabilitacji Reha-Forma
– CH Stara Kablownia
– Aptece Galenika
– Dworkowi Eureka
– Firmie Vera
– Pajak Sport
– Transfer Taxi
– Reklamio
– Artequo
– Trekmondo

Pozdrawiam,

Szymon Żoczek

Wyprawa na Aconcaguę – informacje praktyczne

Pozwolenia

Jedyne pozwolenie wymagane jest na wejście do parku, gdzie znajduje się Aconcagua. Bez tego ani rusz. W bazie Confulencia i Plaza de Mulas lekarz musi podbić zgodę na dalsze podróżowanie. Jeśli ktoś miałby złe wyniki ( saturacja, ciśnienie, inne) lekarz ma prawo odebrać mu pozwolenie (permit) i zakazać dalszej wędrówki. Oczywiście bez takiego pozwolenia też można wychodzić w górę, jednak ratownicy nie biorą już odpowiedzialności za takiego delikwenta i wszystkie koszty związane z ewentualną akcją ratunkową pokrywa wspinacz. Dlatego jeśli doszłoby do takiej sytuacji, to na pewno nie bez powodu – bez sensu jest wychodzenie w góry na siłę. Zdrowie jest najważniejsze!

Przygotowania kondycyjne do wyprawy

O Aconcagui myślałem odkąd wróciłem z góry Elbrus. Z początku były to tylko marzenia, lecz rok przed wyprawą zacząłem myśleć o tym bardzo poważnie (pomimo, że nie miałem jeszcze żadnych pieniędzy – przygotowywałem się z myślą o Aconcagua:) tzn.:
– bieganie z psem
– bieganie po górach
– wychodzenie pod górę intensywnym tempem z plecakiem ok. 15/20 kg. (butelki z  wodą, na samej górze je wylewałem i schodziłem na lekko, aby nie obciążać kolan)
– wyprawa na Grossglockner
– drugie wyjście na Mont Blanc
– troszkę siłownia
– rehabilitacja – ćwiczenia stabilizujące, wzmacniające nogi, ogólnorozwojowe

Ubezpieczenie

Jestem ubezpieczony w „ Planeta Młodych”, wykupiłem pakiet od sportów extremalnych. Dla studenta do 26 roku życia jest to tanie ubezpieczenie.  Dodatkowo ubezpieczenie na akcję górską na terenie parku jest w cenie pozwolenia/permitu.

Nasza aklimatyzacja na Aconcagua:

Na pewno nie można tego zlekceważyć. Najczęściej wspinacze przed Aconcagua zdobywają inny niższy szczyt, aby się lepiej zaaklimatyzować. My, niestety, nie mieliśmy na to czasu i aklimatyzowaliśmy się na Aconcagua. Od wejścia do Parku Narodowego do wejścia na szczyt minęło 11dni. Nasz plan wypalił w 100% – 11 dniu dotarliśmy na szczyt.

1 dzień: Mendoza (700m) à autobus (4 h) à Park Narodowy (ok. 2700 m) à Confulencia (3400 m)

2 dzień: Confulencia (3400 m) à Plaza Francia (4200 m) à Confulencia (3400 m)

3 dzień: Confulencia (3400 m) à Plaza de Mulas (4300 m)

4 dzień:  Plaza de Mulas (4300 m) à Plaza Canada (ok. 5000 m) à Plaza de Mulas (4300 m)

5 dzień: Plaza de Mulas (4300 m) à Nido de Condores (ok. 5500 m) à Plaza de Mulas (4300 m)

6 dzień: Rest (Plaza de Mulas)

7 dzień: Plaza de Mulas (4300 m) à Nido de Condores (5500 m)

8 dzień: Nido de Condores (5500 m) à wyżej niż Berlin (6200 m) à Nido de Condores (5500 m)

9 dzień: Rest (Nido de Condores)

10 dzień: Nido de Condores (5500 m) à Plaza Colera (5900 m)

11 dzień: Plaza Colera (5900 m) à Szczyt Aconcagua (6962 m) à Plaza Colera (5900 m)

12 dzień: Plaza Colera (5900 m) à Plaza de Mulas (4300 m)

13 dzień: Rest (Plaza de Mulas)

14 dzień: Plaza de Mulas (4300 m) à Park Narodowy (2700 m) à autobus (4 h) à Mendoza (700 m)

Sprzęt:

Lina, uprząż, czekan – na drogę normalną niepotrzebne (znajomi zabrali czekan, który wynosili do góry, a i tak go nie użyli) To już według uznania. Przed wyprawą trzeba poczytać, jakie są warunki.

Koniecznie trzeba mieć:

– Raki

– Grubą kurtkę (podczas ataku miałem na sobie dwie z firmy Columbia)

– Ciepłe buty (Scarpa Phantom 6000) zakupione w sklepie internetowym Trekmondo.pl Ubrałem je na sam atak szczytowy i w temp. ok. -20, -10 nie było mi zimno.

– Wygodne buty trekingowe (Scarpa GTX Revolution) zakupione również na Trekmondo.pl. Najlepsze buty trekingowe jakie miałem. Bardzo    wygodne. Jest to ważne, bo bardzo dużo trzeba dreptać.

– Puchowe rękawiczki (nie miałem – było mi zimno, momentami bardzo). Na szczęście miałem ogrzewacze, lecz one niewiele dają.

– Okulary lodowcowe

– Kijki

– Ciepły śpiwór ( Pajak Radical H16 – Comfort -19) Sprawdził się w 100%

 

Koszt wyprawy na Aconcaguę:

Lot: Katowice – Frankfurt, Frankfurt – Katowice = 720zł

Frankfurt – Mendoza, Mendoza – Frankfurt = 3280zł

Pozwolenie na wejście do Parku Narodowego + Muły (wykupione w jednej z agencji) = ok. 600$ (dol)

Transport na miejscu = ok. 30/40 $ (dol)

Kartusze z gazem = ok. 30 $ (dol)

Obiad na mieście = ok. 8/10 $ (dol)

W Mendozie trzeba rozmienić dolary na peso. 1dol = 14 peso

I jeszcze kilka zdjęć z wyprawy

SzymonSzymonAconcagua 2016 (fot. Krzysztof Gutteter)
AconcaguaAconcagua 2016 (fot. Krzysztof Gutteter)
Na szczycie AconcaguiAconcagua 2016 (fot. Krzysztof Gutteter)
AconcaguaAconcagua 2016 (fot. Krzysztof Gutteter)

Aconcagua, 6962 m – najwyższy szczyt Andów, Ameryki Południowej oraz całej Ameryki. W języku keczua Acconcahuac znaczy Kamienny Strażnik. Pierwszego udokumentowanego wejścia dokonał 14 stycznia 1897 r. Szwajcar Matthias Zurbriggen. Polski zespół stanął na szczycie w 1934 r. wytyczając nową drogę od strony wschodniej przez lodowiec nazwany później Lodowcem Polaków, Wanda Rutkiewicz zdobyła szczyt w roku 1985. Ze względu na specyficzne warunki atmosferyczne Aconcagua uważana jest za kluczowy etap treningu przed atakiem na Mount Everest. Szczyt wchodzi w skład tzw. Korony Ziemi.

Szymon Żoczek. Z zawodu fizjoterapeuta. Realizuje projekt „ Nie Przestawaj Marzyć”. W 2013 r. zdobył Mont Blanc – najwyższy szczyt Europy, w 2014 Elbrus, w 2015 ponownie wszedł na Mont Blanc, a 14 lutego 2016 r. stanął na szczycie Aconcagui. Jak sam mówi: “Projekt Nie Przestawaj Marzyć stworzyłem, aby zachęcić innych do realizacji własnych marzeń. Pokazuję innym swoje marzenia, to, jak do nich dążę. Chciałbym, aby ludzie zobaczyli, że jeśli czegoś bardzo się chcę, można wiele osiągnąć! :)”