To była najbardziej nietypowa edycja Polar Sport Skitour. Właściwie to miało jej nie być, ale polarsportowa rodzina się uparła… i wbrew wszystkiemu zawody zrobiła: w maseczkach, w wersji covidowej, za to z taką samą jak co roku pasją. Mimo pandemii w tym roku po raz 16. udało się stworzyć jedyną w swoim rodzaju atmosferę tego skiturowego święta w Zawoi.
Po kolei. Był 31 stycznia 2021 roku. W wypożyczalni skiturowej “Na Pięterku” przy ul. Siennej 15 w Krakowie siedzieli organizatorzy imprezy. Miny mieli nietęgie. – Ale jak to ma nie być zawodów – zmarszczył brwi Kudłaty Ze Wspinaczki***. – Zawody przecież były od zawsze i tak powinno być i w tym roku – dodał (to od zawsze, czyli od 16 lat, przyp. autora). Zapadło głuche milczenie, a uczestnicy spotkania z zadziwiającym zapałem przyglądali się swoim butom. Radzili tak sześć godzin. – To ja idę robić preordery – powiedział w końcu Ten Piotrek. – A ja nie – westchnął Jakiś Marcin. Andrzej Po Prostu Andrzej wymownie milczał i gapił się w papiery. Wybiła północ, w oddali słychać było hejnał.
Ale chłopaki wzięli się w garść i 26 lutego, dzień przed zawodami, wszystko było gotowe. No, prawie wszystko. – Panowie, nie ma śniegu na trasie! Do budynku PKL na Mosornym Groniu jak bomba wpadł Ten Piotrek. – Ktoś nam ukradł cały śnieg! Bierzcie plecaki, łopaty i idziemy sypać – dodał i z obłędem w oczach pobiegł po szpadel. Za nim jak jeden mąż pomaszerowali wolontariusze. Kudłaty Ze Wspinaczki zmiął w ustach przekleństwo i ruszył na Diablak, by stamtąd znosić śnieg na trasę. Jasiek Z Ludźmierza zaczął kręcić lody do okładania trasy, a Jakiś Marcin nie wiedział, w co ręce włożyć – włożył do kieszeni. Pracowali bez wytchnienia całą noc. Ale nim nie poszli spać, próbowali zrobić jeszcze odprawę online. Okazało się jednak, że komuś było potrzebne wiadro do noszenia śniegu, a tam przecież był internet. No i nie wyszło.
Rano wszystko było gotowe już naprawdę: na zawodników czekało prawie 11 km pięknej trasy i ponad 800 metrów przewyższenia, w tym podejście od dolnej stacji kolejki na sam szczyt Mosornego Gronia. Trasa miała być nieco dłuższa, ale rzeczywiście zabrakło śniegu, a to, co organizatorzy dosypali, ktoś w nocy bezczelnie ukradł. W efekcie w kilku miejscach zawodnicy musieli trochę pobiegać. Ale nikt głośno nie narzekał.
Na starcie stanęło prawie 170 osób, mali i duzi, dojrzali bardziej i ci wciąż nie dojrzali; ludzie w fantazyjnych strojach i zawodnicy w gumach. Na dole trochę padało, na górze sypał śnieg. A dodajmy, że dzień wcześniej w Zawoi było prawie 18 stopni Celsjusza. Z powodów pandemii nie było za to tym razem żadnych fajerwerków – przedszkola, testów sprzętu, warsztatów czy innych spotkań, a nawet tradycyjnego losowania nagród dla wszystkich uczestników. Te po raz pierwszy przeniesiono do internetu w poniedziałek po zawodach. Zaraza na szczęście nie złamała sponsorów,którzy jak co roku ufundowali masę nagród. Kto wygrał? Wszyscy, jak zwykle, a najbardziej dzieci, podopieczni fundacji “Na Start” im. Basi German. Organizatorzy zebrali na ich potrzeby i dla nich ponad 19 tys. złotych. I to jest największa wygrana. Z kolei na mecie najszybciej zameldowali się Marcin Rzeszótko, Piotrek Andrzejewski i Artur Juszczak. Wśród kobiet triumfowały odpowiednio Iwona Januszyk, Miśka Witkowska i Iwona Górowska. Taki to był ten XVI Polar Sport Skitour.
***Wszystkie postaci są fikcyjne. Wszelkie podobieństwa do prawdziwych wydarzeń i osób są zupełnie przypadkowe i pozbawione sensu.
Tekst: autor nieznany, zasłyszane w sklepie w Zawoi. Notował Jakiś Marcin