Prezentujemy artykuł o katastrofach lotniczych, które miały miejsce w polskich oraz słowackich partiach Tatr i Beskidów. Opisywane przez nas wypadki często były wynikiem trudnych warunków lub problemów technicznych, zdarzały się też błędy ludzkie, jednak kulisy części katastrof do dziś pozostają niewyjaśnione i owiane tajemnicą czy wręcz teoriami spiskowymi. Poniższe zestawienie wzbogacone jest o dane techniczne opisywanych samolotów i helikopterów – liczymy, że ułatwi to lekturę tym, którym historia awiacji nie była dotąd znana, a wtajemniczonych dodatkowo zainteresuje.

Bardzo serdecznie dziękujemy Panu Piotrowi Łopalewskiemu z Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie oraz Panu Zbigniewowi Ładyginowi za udostępnienie materiałów dotyczących katastrofy samolotu pod Zadnim Gerlachem.

Polica (Beskid Żywiecki) – 2 kwietnia 1969 r.

Antonow An-24

Typ pasażersko-transportowy Masa własna 13 300 kg
Rozpiętość 29,2 m Prędkość maks. 500 km/h
Długość 23, 53 m Załoga 3-4 (dwóch pilotów, mechanik, radiooperator)
Wysokość 8,32 m Liczba miejsc 44 do 50 (w zależności od wersji)
Powierzchnia nośna 75 m² Napęd 2 x turbośmigłowe silniki Iwczenko AI-24T

2 kwietnia 1969 r. na północnym stoku Policy rozbił się samolot Polskich Linii Lotniczych LOT, lecący z Okęcia do Krakowa. W trakcie lotu, z niewyjaśnionych do dziś powodów, maszyna zboczyła z kursu i uderzyła o mocno zalesione zbocze góry, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od lotniska w Balicach, na które zmierzała. Nikt z załogi ani pasażerów nie przeżył katastrofy Antonowa An-24, zginęły 53 osoby. Wśród ofiar był znany językoznawca – prof. Zenon Klemensiewicz.
Oficjalnie przyjętą wersją są błędy w zachowaniu pilotów i kontrolerów ruchu, a także złe funkcjonowanie systemu kierowania ruchem powietrznym. Śledztwo prokuratury wykazało cały szereg zaniedbań, takich jak niezwrócenie uwagi na zły stan zdrowia kapitana, niedostateczne doświadczenie załogi skompletowanej do tego lotu (była to załoga rezerwowa), błędy obsługi naziemnej i jej niedostateczne przeszkolenie, niewystarczający sposób nawigacji, zły radar na lotnisku w Balicach, przeciążenie samolotu. Wszystkie te czynniki złożyły się na tragiczną w skutkach katastrofę, która pochłonęła 53 osoby.
Przez lata od wypadku wokół wydarzeń tamtego dnia narosło wiele przypuszczeń, teorii i tajemnic, przynoszących więcej pytań niż odpowiedzi. M.in. niejasny jest powód, dla którego piloci zboczyli z trasy i ominęli Kraków, pojawiła się też hipoteza o planowanej przez pilotów ucieczce za granicę.
W 2009 r., w 40. rocznicę katastrofy w okolicach szczytu Policy postawiono metalowy krzyż wraz z tablicą wykonaną z resztek poszycia samolotu. Na tablicy umieszczone zostały nazwiska ofiar katastrofy.

Opis trasy: Szlakiem przemytników na Policę i Halę Krupową

Pomnik na Policy upamiętniający katastrofę, ufundowany w 2009 r., zdj. M. MostowikPomnik na Policy upamiętniający katastrofę, ufundowany w 2009 r., zdj. M. Mostowik

 

Obidowiec (Gorce) – 25 maja 1973 r.

L-200 Morava

Typ Samolot dyspozycyjny Masa własna 1275 kg
Rozpiętość 12,31 m Prędkość maks. 310 km/h
Długość 8,61 m Załoga 1 pilot
Wysokość 2,25 m Liczba miejsc 4
Powierzchnia nośna 17,28 m² Napęd 2 x Walter M337

25 maja 1973 r. na grzbiecie Obidowca doszło do katastrofy samolotu sanitarnego L-200 Morava. Samolot transportował chore dziecko z Nowego Targu do szpitala w Rabce Zdrój. Lot miał miejsce w ciężkich warunkach pogodowych, przy opadach śniegu i to właśnie one były przyczyną katastrofy. W jej wyniku zginęła Anna Skalińska – matka dziecka. Pilot samolotu doznał poważnego urazu kręgosłupa, natomiast dziecko wyszło z całego wypadku bez większych obrażeń. Na czerwonym szlaku turystycznym, na odcinku pomiędzy schroniskiem na Starych Wierchach a schroniskiem na Turbaczu, nieopodal formacji o nazwie Skałki Skalińskie, znajduje się pomnik wykonany z elementów rozbitej maszyny, upamiętniający wydarzenia tamtego dnia.

Opis trasy: Turbacz z Koninek

Pomnik ustanowiony w miejscu katastrofy samolotu sanitarnego (25 maja 1973 roku)Pomnik ustanowiony w miejscu katastrofy samolotu sanitarnego (25 maja 1973 roku)

Pańska Przehybka (Gorce) – 18 grudnia 1944 r.

Consolidated B-24 Liberator „California Rocket”

Typ ciężki bombowiec Masa własna 16 590 kg
Rozpiętość 33,5 m Prędkość maks. 470 km/h
Długość 20,06 m Załoga 7-10
Wysokość 5,5 m Napęd 4 silniki Pratt & Whitney R-1830
Powierzchnia nośna 97,4 m² Uzbrojenie 10 karabinów maszynowych M2 kalibru 12,7 mm; bomby

18 grudnia 1944 r. rozbił się B-24 Liberator lecący z bazy we Włoszech z misją zbombardowania niemieckich zakładów produkcji benzyny syntetycznej w Oświęcimiu. Podczas lotu maszyna została ostrzelana przez artylerię przeciwlotniczą jeszcze zanim dosięgnęła celu. Amerykanie zdecydowali się na zrzucenie nieuzbrojonych bomb oraz dalszy lot w stronę linii sowieckich z ominięciem większych miast, takich jak Kraków, aby zminimalizować straty wśród ludności cywilnej w przypadku zestrzelenia. W wyniku uszkodzeń samolot zaczął spadać nad Gorcami, gdzie ostatecznie doszło do katastrofy. Lotnicy ewakuowali się z maszyny na spadochronach. Z całego zajścia udało się uratować 9 z 10 członków załogi –  w przeciągu zaledwie 30 godzin zostali oni odnalezieni przez lokalny oddział Armii Krajowej. Ogromną rolę w akcji ratunkowej odegrali mieszkańcy  Ochotnicy Górnej, którzy jako pierwsi dotarli do Amerykanów ratując ich przed wychłodzeniem i niemieckimi patrolami. Ocalałych z Liberatora przekazano partyzantom – ci przeprowadzili ich swojej kwatery na Kurnytowej Polanie, a po 3 dniach dalej do kwatery sztabu 1 PSP AK w Bukówce nad Szczawą, w Dolinie Kamienicy. Uratowani lotnicy po wielu perypetiach wrócili do Stanów Zjednoczonych. Niestety, na długo po katastrofie nieznany był los pierwszego pilota bombowca, Williama J. Beimbrinka. Nigdy nie znaleziono jego ciała. Przez wiele lat krążyły różne hipotezy i spekulacje na temat wydarzeń z grudnia 1944 roku. Tajemnica częściowo została wyjaśniona dopiero w roku 2008. Wtedy to dwaj Amerykanie z Biura ds. Więźniów Wojennych i Osób Zaginionych w Akcji, dotarli do kobiety, która opowiedziała im historię związaną z poszukiwanym pilotem. W lesie, w dolinie Łopusznej znalazła jego ciało, które leżało oparte o drzewo, wokół ręki miał przyrząd służący do otwierania spadochronu. Na podstawie opisu staruszki można było przypuścić, że William J. Beimbrink zginął z powodu skoku ze zbyt niskiej wysokości i splątania linek spadochronu. A dowodem na to, że był to faktycznie dowódca Liberatora były oryginalne mapy, które przy nim znaleziono i po tylu latach przekazano Amerykanom. Niestety, pomimo poszukiwań nie udało się odnaleźć grobu, w którym mieszkańcy Łopusznej pochowali pilota.

W roku 1994, w 50. rocznicę wydarzeń w miejscu katastrofy utworzono zespół krajobrazowy „Uroczysko pamięci”. Z oryginalnych materiałów odtworzono fragment kadłuba samolotu oraz zarys skrzydła. Wybudowano także drewniany domek, na którym umocowano tablicę informacyjną o katastrofie oraz historię ruchu oporu działającego w Gorcach. W uroczystościach tych wzięli udział trzej żyjący amerykańscy lotnicy Liberatora.

Oprac. na podst. materiałów „Skansenu Studzionki”

Opis trasy: Kurnytowa Koliba, katastrofa Liberatora w Gorcach i wieża na Magurkach

Miejsce katastrofy amerykańskiego bombowca B-24 J „Liberator” o nazwie własnej „California Rocket”

Cisna (Bieszczady) – 10 stycznia 1991 r.

Mi-8

Typ śmigłowiec Masa własna 3850 kg
Średnica wirnika 15,70 m Prędkość maks. 260 km/h
Długość 18,79 m Załoga 2
Wysokość 4,2 m Napęd 2 x silnik turbowałowy Klimov TW2-117
Szerokość kadłuba  1,75 m

10 stycznia 1991 r. w Cisnej miała miejsce katastrofa śmigłowca Mi-8T który po zaledwie 4 minutach po starcie runął do lasu, powodując śmierć na miejscu 10 osób – 7 policjantów, 2 pilotów i technik pokładowy. Helikopter wykorzystywany był tego dnia do kręcenia ujęć programu telewizyjnego “Magazyn kryminalny 997”. Do dziś nie jest pewna przyczyna katastrofy. Wysnuto dotąd dwie hipotezy – pierwsza zakłada błąd pilotów, w wyniku którego śmigłowiec zahaczył belką ogonową o drzewa. Druga wersja skupia się na silnym przypływie wiatru (fenu), który ściągnął w dół mocno dociążoną obsadą i paliwem maszynę. Pewny jest tylko rozwój wypadków – Mi-8 stracił belkę ogonową a wraz z nią sterowność, spadł do lasu, gdzie w szybkim czasie się zapalił. Wszyscy obecni na pokładzie zginęli na miejscu, a ich ciała wydobyto z wraku dopiero na drugi dzień, po ugaszeniu płonących szczątków maszyny.

 

Zadni Gerlach ( Tatry) – 14/15 października 1944 r.

Li-2

Typ Samolot transportowy Masa własna 7150 kg
Rozpiętość 28,83 m Prędkość maks. 280 km/h
Długość 19,65 m Załoga 3 osoby
Wysokość 5,15 m Napęd 2 silniki gwiazdowe M-62 lub ASz-62IR
Powierzchnia nośna 91,70 m²

Pomimo faktu, że jest to najbardziej tragiczna pod względem ofiar historia lotnicza w Tatrach, przez dziesięciolecia jej kulisy pozostawały niewyjaśnione i mało znane opinii publicznej. Przez pewien czas nie było nawet pewności co do typu samolotu, którego wrak spoczywał po słowackiej stronie gór, a pomniejsze szczątki znajdowane są do dzisiaj.

W nocy z 14 na 15 października 1944 r. doszło do katastrofy rosyjskiego samolotu transportowego Li-2. Maszyna rozbiła się o zachodnią ścianę Zadniego Gerlachu, zaledwie 80 metrów pod granią. W katastrofie zginęły 24 osoby – 3 członków załogi oraz 21 żołnierzy, którzy mieli zostać przerzuceni za linię frontu, aby wspomóc działających tam partyzantów. Na przyczyny wypadku złożyło się wiele czynników – fatalne warunki pogodowe, silny wiatr dochodzący do 140 km/h, niskie i gęste chmury, a do tego awaria wysokościomierza (bardzo możliwe, że również jednego z dwóch silników). Pierwszą osobą, która dowiedziała się o tragedii był Jozef Džadoň – leśniczy pracujący w tamtym rejonie. Według jego relacji, kiedy pojawił się na miejscu wszyscy żołnierze już nie żyli, choć ułożenie ciał dwóch z nich wskazywało, że przeżyli sam moment katastrofy. Džadoň odkrył wrak Li-2 w okolicach drugiej połowie maja lub na przełomie czerwca 1945 roku, jednak nie poinformował nikogo o odkryciu, jako że obawiał się konsekwencji związanych z dużym, zalegającym na miejscu ładunkiem broni, ciągle nadającej się do użytku. Kolejne wyprawy polskich taterników w tym regionie również natknęły się na szczątki samolotu i jego pasażerów – sprawę zgłoszono oficjalnie po tym, jak Tadeusz Orłowski wraz z Danutą Schiele po odnalezieniu resztek transportowca 18 sierpnia 1945 roku zgłosili to słowackim znajomym, ci zaś przekazali sprawę dalej. Również inni taternicy w tym regionie relacjonowali o dokonaniu przerażającego odkrycia. Po zebraniu z gór ciał mężczyzn, 28 lipca 1946 roku odbył się pogrzeb wojskowy żołnierzy – 16 czechosłowackich, 5 rosyjskich i 3 członków załogi. Elementy maszyny, jak i przewożoną broń i amunicję zebrano w 1962 r. – eksponaty znajdują się w Muzeum SNP w Bańskiej Bystrzycy. W 1967, lub 1978 roku ponownie udano się na miejsce katastrofy w celu ściągnięcia pozostawionych wcześniej przedmiotów – te zaś można było podziwiać w Muzeum TANAP-u w Tatrzańskiej Łomnicy do roku 1990 lub 1991, kiedy to ekspozycja dotycząca Li-2 rozbitego o ścianę Zadniego Gerlachu została zdjęta, a zbiory zamknięto w magazynie muzeum.
Oprac. na podstawie artykułu, który ukazał się w kwartalniku „Tatry”, nr 4 (10), autor Zbigniew Ładygin

Dolina Olczyska (Tatry) – 11 sierpnia 1994 r.

PZL W-3 Sokół

Typ średni dwusilnikowy śmigłowiec w układzie klasycznym Masa własna 3850 kg
Średnica wirnika 15,70 m Prędkość maks. 260 km/h
Długość 18,79 m Załoga 2
Wysokość 4,2 m Napęd dwa silniki PZL-10W
Szerokość kadłuba  1,75 m

11 sierpnia 1994 r. doszło do katastrofy śmigłowca PZL W-3 Sokół, należącego do TOPR. Maszyna rozbiła się podczas akcji ratunkowej, kiedy to leciała na Halę Gąsienicową do rannych turystek ze Szwecji. Na pokładzie znajdowało się 2 pilotów i 6 ratowników. Po przylocie na miejsce wypadku, podczas opuszczania maszyny, jeden z ratowników – Janusz Kubica, (pełniący wówczas funkcję kierownika) został bardzo poważnie ranny w głowę łopatą śmigła, dlatego załoga podjęła decyzję o natychmiastowym przetransportowaniu go do szpitala w Zakopanem. Nad Doliną Olczyską PZL W-3 Sokół z czteroosobową obsadą uległ awarii – uszkodziła się łopata wirnika, która opadając obcięła belkę ogonową śmigłowca. Maszyna całkowicie straciła sterowność i runęła na ziemię w okolicach Wielkiego Kopieńca. Nikomu nie udało się przeżyć katastrofy. Zginęły 4 osoby: Bogusław Arendarczyk, Janusz Rybicki, Stanisław Mateja Torbiarz i Janusz Kubica.
Główna Komisja Badań Katastrof Lotniczych ustaliła, że przyczyną tragedii było uszkodzenie  jednej łopaty nośnej wirnika głównego, która obcięła belkę ogonową śmigłowca.

Na Tatrzańskim Cmentarzu Symbolicznym pod Osterwą umieszczono tablicę pamiątkową poświęconą ofiarom katastrofy w Dolinie Olczyskiej.

Opis trasy: Zimowa panorama Tatr z Wielkiego Kopieńca

Cmentarz Symboliczny pod Osterwą - Bogusław Arendarczyk, Janusz Rybicki, Stanisław Mateja Torbiarz, Janusz KubicaTatrzański Cmentarz Symboliczny pod Osterwą – tablica pamiątkowa poświęcona ofiarom w Dolinie Olczyskiej

 

Słowacki Raj – 17 lipca 2015 r.

Agusta A109

Typ Lekki śmigłowiec Masa własna 2016 kg
Średnica wirnika 11 m Prędkość maks. 311 km/h
Długość 13,07 m Załoga 2
Wysokość 3,50 m Napęd 2 x P&W PW-206C
Szerokość kadłuba  1,59 m

17 lipca w Słowackim Raju, rozbił się śmigłowiec Agusta A109, który leciał z pomocą rannemu, 10-letniemu chłopcu. W trakcie lotu w górskim wąwozie maszyna zahaczyła o nieoznakowane przewody wysokiego napięcia i z wysokości 100 – 200 m spadła do Hornadu. W katastrofie zginęły 4 osoby: pilot, lekarz i dwóch ratowników.
Śmigłowiec należał do prywatnej firmy, realizującej usługi dla Horskiej Służby.

 

Dolina Młynicka (Tatry) – 25 czerwca 1979 r.

Mi-8

Typ śmigłowiec Masa własna 3850 kg
Średnica wirnika 15,70 m Prędkość maks. 260 km/h
Długość 18,79 m Załoga 2 lub 3 osoby
Wysokość 4,2 m Napęd 2 x silnik turbowałowy Klimov TW2-117
Szerokość kadłuba  1,75 m

25 Czerwca 1979 r. w Dolinie Młynickiej miała miejsce jedna z największych tragedii tatrzańskich – katastrofa śmigłowca Mi-8. Helikopter został wysłany z pomocą lekko rannej niemieckiej turystce, na pokładzie śmigłowca znajdowało się 9 mężczyzn – 3 pilotów i 6 ratowników. Przyczyną katastrofy było użycie maszyny nieprzystosowanej do ratownictwa górskiego. Ze względu na dużą różnicę temperatur warstw powietrza helikopter uległ destabilizacji, całkowicie stracił sterowność i uderzył o skały z dużą prędkością. Maszyna eksplodowała wraz z całym zapasem paliwa lotniczego.
W wyniku tragedii zginęło 7 osób (jedna osoba zmarła w szpitalu już po wypadku). Katastrofę przeżył tylko jeden z pilotów i ratownik. Przebieg z udało się odtworzyć na podstawie relacji jednego z dwóch uratowanych – Ladislava Janiga. Ratownik ten po długiej rekonwalescencji zdołał wrócić do czynnej pracy w Horskej Službie.
W miejscu wypadku na skale znajduje się tablica z nazwiskami ofiar, zaś wokół nadal leżą pozostawione części rozbitego helikoptera Mi-8.
Opis trasy: Bystra Ławka w Tatrach Słowackich

Dolina Młynicka – miejsce katastrofy śmigłowca w 1979 rokuTablica poświęcona ofiarom katastrofy w Dolinie Młynickiej
Dolina Młynicka – miejsce katastrofy śmigłowca w 1979 rokuDolina Młynicka – miejsce katastrofy śmigłowca w 1979 roku

 

Rejon Pienin – 15 listopada 1979 r.

SZD-30 Pirat

Typ Szybowiec Masa własna 255 kg
Rozpiętość 15,00 m Prędkość minimalna 60 km/h
Długość 6,9 m – 7,03 m Prędkość dopuszczalna 250 km/h
Wysokość 1,67 m Załoga 1 osoba
Powierzchnia nośna 13,8 m²

15 listopada 1979 r. doświadczony pilot, zarówno samolotowy jak i szybowcowy, Tadeusz Wajda wraz z innymi szybownikami wzbił się w powietrze w celu osiągnięcia pułapu 5000 m ponad poziomu wyczepienia – tak zwanego diamentu. Kierownik lotów, Marian Zubek co kilkanaście minut odbierał od załóg ich położenie. Po zdobyciu zamierzonej wysokości, piloci kolejno lądowali, brakowało jednak Wajdy, od jakiegoś czasu nie nadawał również komunikatów o swojej pozycji. Zaniepokojony Zubek udał się samolotem na poszukiwania, jednak kiedy zaczynał zapadać zmrok, wrócił z bezowocnego lotu. Wtedy to na wieży lotniska odezwał się telefon, informujący, że w okolicach Szczawnicy znaleziono dwa skrzydła. Po sprawdzeniu numerów okazało się, że jest to zaginiony szybowiec, jednak brakowało reszty konstrukcji – kadłuba, kabiny, ogonu czy centropłatu. Ale co najważniejsze, nie było ani śladu po pilocie, ani po jego spadochronie. Jak później się okazało, Wajda zdążył wyskoczyć z uszkodzonego „Pirata” w ostatniej chwili. Przeżył ewakuację, jednak wylądował na drzewie, następnie upadając na ziemię. Odniósł poważne obrażenia – miał złamaną nogę, uszkodzony bark i zgnieciony jeden krąg kręgosłupa. W takim stanie odnalazł go miejscowy baca, który zorganizował pomoc – pilota zwleczono na leżach zmontowanych z gałęzi. Wajda dowiedział się, że znajduje się w pobliżu polskiej miejscowości, co znaczyłoby, że na jego szczęście nie przekroczył granicy czechosłowackiej. Jednak wszyscy miejscowi mówili po słowacku, a następnie pojawili się radzieccy oficerowie. Polaka przetransportowano do szpitala w Starej Lubowli. Nazajutrz w Nowym Targu, skąd odbywały się loty szybowców, pojawił się inspektor Andrzej Jankowski z Krakowa, w celu zbadania całego zajścia. Odnaleziono pozostałe części konstrukcji w okolicach Zdziaru. W szpitalu na Słowacji, gdzie Wajda był przesłuchiwany nie pozwalano innym na odwiedziny pilota – spędził tam siedem tygodni. Następnie przetransportowano go do szpitala w Warszawie. Tam generał Sobieraj, prezes Aeroklubu Polskiego wyjaśnił mu przyczyny katastrofy – na podstawie ocalałego barografu, jednego z dwóch obecnych w szybowcu, ustalił, że do zdarzenia doszło na skutek przedmiotu, który z wielką energią przeleciał z dołu do góry tuż obok „Pirata”. Fala uderzeniowa była na tyle potężna, że urwała skrzydła. Dla pozostałych pilotów wniosek był jeden – SZD-30 został zestrzelony.

Artykuł "Ostatni lot Pirata" - TATRY TPN wiosna 2009

W 1979 r. w okolicach miejscowości Kieżmark umiejscowiona była radziecka baza wojsk rakietowych. Jak się okazało, właśnie 15 listopada odbywały się ćwiczenia. Według Mariana Zubka Wajda musiał przypadkowo przekroczyć granicę, o co nie jest ciężko przy locie szybowcowym na tak dużym pułapie. Po upływie dwóch lat sprawę zamknięto, dochodzenie zostało umorzone, a wszystkie dokumenty odnośnie lotu zaginęły. Według oficjalnej wersji wypadek nie miał miejsca, jedynie w biuletynach lotniczych, które zawsze bardzo dokładnie opisują wszystkie tego typu zdarzenia, całą sprawę skwitowano zaledwie kilkoma zdaniami. Tadeusz Wajda potrzebował wielu miesięcy rekonwalescencji na leczenie urazu kręgosłupa. W tamtych latach, aby móc latać, trzeba było być zdolnym do skoku ze spadochronem, a złamanie kręgosłupa dyskwalifikowało pilota z tej możliwości. Wajda nie powrócił już do lotnictwa.

Materiał został opracowany na podstawie artykułu autorstwa Pani Agnieszki Szymaszek opublikowanego w kwartalniku TATRY TPN wiosna 2009, który otrzymaliśmy od Pana Zbigniewa Ładygina.